Warning: Undefined array key "HTTP_REFERER" in /httpdocs/wp-content/plugins/kento-post-view-counter/index.php on line 620

K.Cz. Legnica 1241-strona tytułowaKrzysztof Czarnecki

„Gorze się nam stało”

9 kwietnia 1241 r.

(refleksje w cieniu bitwy legnickiej)

Euforyczne reakcje części rodaków jakie miały miejsce po zręcznym przemówieniu jednego z przywódców światowej polityki – poklepującego  kordialnie z nutką protekcjonalizmu i przy każdej okazji, mężów stanu z wielu państw i państewek- i publicznym przypomnieniu kilku ważnych faktów z naszej historii nie powinny jaśnieć słomianym płomieniem niczym nie poskromionej radości, ale przerodzić się w trwały ogień przy którym opracowywano by strategie i praktyczne zasady polskiej polityki historycznej.

W tym miejscu należy pokusić się o zawarcie kilku refleksji. Termin ten określa najogólniej rzecz ujmując: zorganizowane kształtowanie ogólnej świadomości historycznej w społeczeństwie wraz z opracowywaniem strategii podtrzymywania tradycji myślenia o przeszłości i wykorzystywania wniosków płynących ze zdarzeń dawnych dla uniknięcia błędów w teraźniejszości i przyszłości. Historia ma to do siebie, że trzeba ją bezustannie przypominać i utrwalać w świadomości własnej i obcej.

Grunwald 1410 to dla świata nadal Tannenberg 1410 a Legnica 1241 to dla świata ciągle i trwale Leignitz 1241 i póki co tak pozostanie, ponieważ nie mamy woli i chęci prawdziwej do prowadzenia kampanii w wymiarach strategicznych na rzecz prezentowania historii Polski z uwzględnieniem wiedzy aktualnej odkłamującej nasze i obce mity na jej temat. Z założenia uwypuklam jedynie wybrane wątki ze Średniowiecza, ponieważ przykłady z naszej nowszej historii sprowadziłyby niniejszy tekst do wprawki do stworzenia obszernego katalogu zakłamań, niedopowiedzeń i wysnucia wniosku ogólnego w postaci smętku wobec zaniechań naszych historyków w działaniach na rzecz kreacji ich własnych ustaleń w duchu dochodzenia do prawdy obiektywnej w historii. Utopia? – nawet przy braku  prostego przełożenia w tej materii nie można ustawać w staraniach.

Swoistą, bo samotną drogą szedł w tej dziedzinie Andrzej Nadolski, który próbował na zachodnim gruncie zaszczepiać polskie widzenie historii,  choćby poprzez publikację w języku francuskim o Grunwaldzie 1410, którą zatytułował: „Grunwald 1410”(sic!) – a więc pod prąd i wbrew regule ustalonej poprawności. (Uniformes,  grudzień 1981). Library of Congress Cataloging-in-Publication Data on file at the Library of Congress – takim nobilitującym wpisem podpiera się książka „Fighting Techniques Of The Medieval World AD 500~AD 1500 Equipment, Combat Skills, And Tactics” (New York 2006)  pióra Matthew  Benneth’a i pozostałych współautorów, których nazwisk z litości nie wymienię. Biblioteka Kongresu wydaje się być dla profanów wystarczającym gryfem jakości. Tak niestety nie jest.

Dlaczego więc sięgnąłem po tę pracę? Ano dlatego, żeby uzmysłowić z jaką materią winniśmy się pasować. Opracowanie dotyczące bitwy legnickiej tam zamieszczone jasno pokazuje, że istnieje ona w świadomości historycznej świata zachodniego. Stało się to między innymi dlatego iż średniowieczni Piastowie śląscy byli nie tylko arbitrami elegancji, ale i niezłymi dyplomatami doceniającymi wagę polityki historycznej. Śmierć Henryka II Pobożnego poniesiona w  wyniku okoliczności związanych z bitwą pod Legnicą w powiązaniu z kultem św. Jadwigi jego matki, podniosła to wydarzenie do rangi jednego z filarów zbudowanej  przez tamtejszych Piastów żywej tradycji książąt  śląskich.  

K.Cz. Legnica 1241-1Wiele lat temu mój  przyjaciel Andrzej Klein prezentował cykl ilustracji do planowanej książki poświęconej bitwie pod Legnicą 1241. Pióra do treści pisanej miała użyczyć niedoceniana   Zdzisława Wawrzonowska (ze szkoły Andrzeja Nadolskiego) szerzej znana kręgom bronioznawców przede wszystkim z opracowania „Uzbrojenie i ubiór rycerski Piastów Śląskich od XII do XIV w.”(Łódź 1976). Przedmiotowe przedsięwzięcie nie doczekało się publikacji. Autorzy zbytnio zaufali wydawcy, który z kolei nie dostrzegł wartości jaką niosła w sobie owa propozycja.  I tym sposobem umarła nie pierwsza inicjatywa, która mogła przybliżyć szerokiej publiczności kolejny interesujący epizod z naszej historii. Mimo upływu czasu i pojawienia się następnych opracowań na temat bitwy, owa książka stanowiłaby nadal dobry przyczynek popularyzatorski do poszerzenia rzetelnej wiedzy o frapującym wydarzeniu z naszych dziejów z okresu Średniowiecza.

Co wiemy o bitwie pod Legnicą? Mimo ponad siedmiu wieków od jej stoczenia wiedza na jej temat nadal pozostaje niepełna. Podstawowym krytycznie analizowanym przekazem pełniącym rolę źródła historycznego jest relacja naszego kronikarza Jana Długosza oparta na  zaginionych relacjach pisanych. Nie oznacza to wcale, że literatura przedmiotu jest uboga w opracowania.  Starciem pod Legnicą zajmowało się dotąd liczne grono historyków polskich, niemieckich i anglojęzycznych.  Spośród dokonań naszych współczesnych badaczy na uwagę zasługują dwie skrajne w przyjętych założeniach analizy bitwy zaprezentowane przez Jerzego Maronia i Jerzego Mularczyka. Nie wolno również zapominać o wartościowych rozważaniach Gerarda Labudy  oraz próby Karola Olejnika w określeniu między innymi dynamiki starcia obu wojsk wedle wniosków do jakich doszedł. Mimo kontrowersyjnej koncepcji Jerzego Mularczyka, który starcie pod Legnicą 9 kwietnia 1241 roku sprowadził do zbrojnego spotkania kilkudziesięciokonnego orszaku księcia K.Cz. Legnica 1241-2Henryka Pobożnego z podjazdem mongolskim liczącym 200 zbrojnych, nosi ona w porównaniu z zapisem zawartym we wzmiankowanej anglosaskiej  publikacji znamiona opracowania profesjonalnego z uwzględnieniem wszystkich zastrzeżeń do ostatecznych ustaleń polskiego badacza.

Dyskusja na temat bitwy trwa, ale krąg zainteresowanych jest stosunkowo wąski i ogranicza się w zasadzie do grona uczonych, niewielkiej grupy studentów oraz kręgu pasjonatów broni i barwy. Baza źródłowa odnosząca się do okoliczności wyprawy Mongołów i związanej z nią kampanii legnickiej z uprawdopodobnioną pewnością przekazuje następujące fakty: – na ziemie Polski najechał tumen mongolski, – swoim zasięgiem operacyjnym objął ziemie: sandomierską, krakowską, okolice Łęczycy, Sieradza i dotarł do Śląska, – bitwa, która odbyła się 9 kwietnia 1241 roku miała miejsce w okolicach Legnicy, – w wojsku księcia w bitwie stawali również templariusze, joannici (wedle ostatnich ustaleń  pod Legnicą nie było rycerzy Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie zwanego krzyżackim)- starcie zbrojne było gwałtowne i krwawe, -przebieg bitwy w szczegółach jest właściwie nieznany (wiemy jedynie to, że po początkowym sukcesie wojsk księcia Henryka Pobożnego sytuacja na polu bitwy zmieniła się K.Cz. Legnica 1241-3diametralnie na niekorzyść zachodniego wojska), -w wyniku klęski rycerstwa Henryk Pobożny zginął.

Na temat okoliczności jego śmierci trwają spekulacje. Nasz dziejopis kreśląc okoliczności śmierci księcia wyraźnie podkreśla, że zginął on od rany śmiertelnej zadanej mu w trakcie bezpośredniego starcia z Tatarami. Podniesiona zbrojna ręka Piasta śląskiego kierująca cios w stronę przeciwnika odsłoniła innemu wrogowi słabo chronioną pachę umożliwiając mu zadanie dzidą śmiertelnego pchnięcia. Henryk II Pobożny poległ więc w walce mężnie przeciwstawiając się do końca przeważającym siłom mongolskim. Sugeruje to jasno iż dalsze losy Księcia Henryka są losami jego martwego już ciała. Inny przekaz  ostatnich chwil nieszczęsnego Piasta znajduje się w Historii Tartarorum i zdaje się być bardziej zgodny z  wizją relacji o przebiegu bitwy widzianej oczami zwycięzców, którzy w sposób zgoła nierycerski  pohańbili dowódcę swych przeciwników spod Legnicy.  

Opis bitwy dokonany przez Jana Długosza stanowił dla jemu współczesnych i potomnych gotową lekcję taktyki w ówczesnej sztuce wojennej oraz może być porównywany w kompozycji narracji z dramaturgią relacji z bitwy rozegranej w dniu Rozesłania Apostołów pod Grunwaldem. Siła oddziaływania przekazu Długoszowego wywodzi się z najlepszej szkoły kronikarskiej i przywodzi na myśl żywe i dydaktyczne opowieści o bitwach zawarte w Powiest’i wriemiennych let najstarszej kronice ruskiej.

K.Cz. Legnica 1241 - 4Średniowieczne przykłady dokonań dziejopisów są dobrym świadectwem ówczesnego rozumienia polityki historycznej. Pisane nie tylko dla zachowania pamięci o dziejach minionych ale i jak już wspomniałem: dla edukacji elit rządzących, zachowują w tej płaszczyźnie aktualność a także ciągle żywy pierwiastek inspirujący do działań współczesnych na tym zaniedbanym u nas polu.  

Fragment mapy zaczerpnięty z „Fighting Techniques Of The Medieval World…” dowodzi potrzeby pobudzenia świadomości  i intelektu na działania promocyjne w zakresie historii, a nie tylko zużywania energii na kreowanie następcy znaku (logo) polskiego latawca jako symbolu promocji Polski. W obszarze swoistego pojmowania nowoczesnej poprawności i ważenia każdego zwrotu rodzi się z tego działania niezamierzony efekt stanowiący  wielce osobliwy ewenement. Proszę rzucić okiem na mapę i zobaczyć gdzie znajduje się według niej pole bitwy pod Legnicą (Leignitz). Gdzieś w Europie- K.Cz. Legnica 1241-5chciałoby się rzec, ale niekoniecznie na Śląsku jak to widać na załączonej ilustracji (Budapeszt w XIII stuleciu?) .

Kiedy ministerstwa odpowiedzialne niejako misyjnie za politykę  historyczną milczą lub kreują naiwne formy zastępcze, ludzie wrażliwi- cokolwiek to aktualnie znaczy, ponieważ zakres pojęciowy dzisiejszych słów i terminów ewoluuje skokiem konika szachowego- winni czynić próby własnych kreacji, które mimo wszelkich niedoskonałości muszą pełnić zastępczą funkcję wobec inercji powołanych do tego gremiów.

Naturalnymi luminarzami w tej materii jak wydawałoby się winni być muzealnicy: strażnicy pamięci.  Nie jest to jednak proste przełożenie, ponieważ kustosze broni i barwy, kustosze historii zdają się być zagubieni w gąszczu administracyjno-parkinsonowych  priorytetów organizacji muzealnych(to nie o tym Parkinsonie od choroby tylko tym od prawa Parkinsona).  K.Cz. Legnica 1241-6Szkoda, że taka jest rzeczywistość, która ubezwłasnowolnia  nawet kreatywne  zespoły bądź jednostki. Poprawność, która wciska się w każdą szparę  rzeczywistości wytłacza piętno  sztampy  myślenia. Ten stan doprowadza do stagnacji i tym samym zatrzymania procesu postępu. Niekiedy ów marsz do przodu prowadzi  na manowce nauki, kultury, ale nawet tak realne zagrożenie w żaden sposób nie uprawnia do zaprzestania wysiłków na rzecz postępu w poszukiwaniu złotych środków poganiających  do biegu mechanizm dążenia do tworzenia podstaw budowy  spójnej metodyki polityki historycznej. Jednym z jej elementów priorytetowych wydaje się być zrozumienie wagi środków przekazu niezbędnych dla stworzenia optymalnej kreacji wystaw muzealnych.

Choć pióro korci do pisania w szerszym spektrum, to skoncentrować się należy K.Cz. Legnica 1241-7na najbliższych nam dokonaniach wystawienniczych z zakresu broni i barwy. W istniejącej rzeczywistości muzealnej mamy do czynienia  z  dużym przewartościowaniem metodyki budowania wystaw. Nie wszyscy jednak  zdają sobie sprawę z dynamiki zmian. 

Czy chcemy tego czy nie, jesteśmy poddawani we własnej aktywności rytmowi bębna internetowego i żeby zachować resztki zindywidualizowanego myślenia musimy wykorzystywać różne formy przekazu wizualnego kierowanego do szerokiego i często nie do końca rozpoznanego co do oczekiwań odbiorcy. Żeby było jeszcze trudniej, to wszelkie  działania wystawiennicze nie powinny schlebiać gustom najniższym, ale winny ukierunkowywać  widza w stronę drogi doskonalenia i  tym samym poszerzania horyzontu postrzegania.

W  2010 roku w Wielopolskim Muzeum Wojskowym zorganizowano wystawę: „Grunwald 1410 w artystycznej rekonstrukcji historycznej”. Jej scenariusz i zebrane obiekty przeznaczone do prezentacji – nie bez najróżniejszych przeszkód i uprzedzeń – były efektem przemyśleń mających w założeniu stworzenie efektu niebanalnego w przesłaniu wyrażonym poprzez formę, jednak konsekwentnie pozostającego w pełnej pokorze i uszanowaniu prawdy historycznej przekazu. Trzy samoistne, ale świadomie splatające się obszary przekazu wizualnego  tworzyły spójną całość tematyczną i ideową.  Były nimi: – artefakty z epoki nieczęsto lub nigdy jeszcze nie prezentowane w formie ekspozycji muzealnej oraz nierozłącznie z nimi powiązane – rekonstrukcje wraz z kopiami często wysokiej próby, -obrazy, szkice i rysunki K.Cz. Legnica 1241-8Andrzeja Kleina dotyczące tematyki bitwy pod Grunwaldem oraz -figury historyczne przedstawiające strony konfliktu wraz z dioramami odzwierciedlającymi publiczności drogą uplastycznienia i udramatyzowania istotne epizody z kampanii grunwaldzkiej. Nie sposób bowiem dzisiejszemu odbiorcy przedstawić wydarzenie, zjawisko czy też wybitnego twórcę bez choćby naszkicowania  kontekstu wraz z dopełniającymi faktami mającymi wpływ na działającego w tym czasie kreatora-twórcę.  W przypadku Grunwaldu 1410 chyba się to udało.

Pewien niedosyt pozostał w przypadku interesującej wystawy: „Dzieci Poznania… 95 rocznica powstania 15 Pułku Ułanów Poznańskich”. Jest nim fakt  nieumyślnego niedopatrzenia jakim bez wątpienia jawił się brak miejsca dla- niewielkiej ale jakże istotnej dla ostatecznego kształtu wystawy- dioramy przedstawiającej poczet sztandarowy  15 – staków wykonany w skali 54 mm przez członka naszego Stowarzyszenia Piotra Kostkę.  Trzech ułanów na koniach, którzy na pewno nie zmieściliby się na powierzchni wystawienniczej w skali 1:1, w pomniejszonej kreacji uzmysłowiliby jednak publiczności K.Cz. Legnica 1241-9 K.M.jak wyglądała elita naszej jazdy w XX wieku w defiladowej okazałości. Nie było w tym złej woli. Zaznaczył się jednak syndrom nie utrwalenia nawyku  do sięgania po rozwiązania mało spotykane w naszym muzealnictwie, patrz: figura historyczna jako pełnoplastyczna wizualizacja broni, barwy, człowieka i służącego jemu zwierzęcia, towarzysza – w tym przypadku wierzchowca.

Otwarcie na nowe rozwiązania  w kreacjach muzealnych sięgające po realizacje scenariuszy aranżacji wystawy bez  artefaktów z epoki zastąpionych obrazami i animacjami audiowizualnymi nie może przysłaniać swoją często pozorną atrakcyjnością braku rzeczywistych i namacalnych eksponatów. Wśród nich ważną rolę odgrywa (w Polsce nadal niestety okazjonalnie) figura historyczna.

Stworzona przez Piotra Kostkę  scena egzekucji, a raczej moim zdaniem dekapitacji Henryka Pobożnego jest symbolicznym przedstawieniem fascynacji autora zetknięciem dwóch światów: Europy i Azji, którego skutki znamy i doświadczamy niejednokrotnie do dzisiaj. Twórca przeciwstawia z jednej strony Europę z kodeksami rycerskimi, z drugiej zaś Azję z brakiem jego zdaniem jakichkolwiek zasad oprócz jednej: zniewolić podbity kraj. Europocentryzm w niniejszym rozumowaniu spełnia rolę naczelną.

Ex oriente lux! –  powiedzenie to nie jest jednak pozbawione sensu.  Nic przecież nie jest w dziejach i ich trwaniu do końca oczywiste. Nie możemy zapomnieć o bogatym dorobku wschodu w dziedzinie teorii prowadzenia działań wojennych wyrażonym choćby poprzez traktat Sun Tzu  mistrza Sun, czy w rozważaniach  Wu Qui i zestawić je dla przykładu z traktatem Vom Kriege – O wojnie Carla von Clausewitz’a czy „Consilium Rationis Bellicae” Jana Tarnowskiego mając przy tym świadomość uwzględnienia czynnika czasu powstania wymienionych na prędce  dzieł. Tajna Historia Mongołów również nakazuje pokusić się o wniosek:(w tym przypadku) nieco ryzykowne jest stawianie tez opartych na przesłankach wybranych z jednego kręgu kulturowego. Europa w czasach rycerzy stosowała również: guerre mortelle i dla jeńców  niewielkie znaczenie miał fakt, że ich rzeź ogłaszano w sformalizowany sposób.  

Piotr Kostka narzuca sugestywnie własną wizję dramatu. Takie jest jego prawo kreacji, którą stara się utrzymać w zgodzie z założonym reżimem stawianym na podstawie zebranego przez siebie materiału faktograficznego.  To co przykuwa wzrok to akt ostateczny klęski księcia Henryka II Pobożnego.  Autor uzyskał go poprzez łączące się dwa dominujące przekazy zawarte w upozowaniu zaledwie dwóch figur ludzkich. Obuta stopa Mongoła pewnie wspierająca się na wdeptanej w ziemię tarczy z orłem książąt śląskich i tryumfalnie  dzierżona w  prawicy głowa Piasta Śląskiego są osią komunikatu podkreślającą  dramaturgię  przekazu o konflikcie  kultur. Wojownik mongolski  trzyma  broń, którą autor określił ogólnie jeszcze bardziej pojemnym terminem „dao”.

Godzi się w tym miejscu skierować co bardziej dociekliwych czytelników do ważnej pracy autorstwa  Witolda Świętosławskiego:”Uzbrojenie Koczowników Wielkiego Stepu W Czasach Ekspansji Mongołów (XII-XIV w.)” – Łódź 1996 r.  K.Cz. Legnica 10Dla mnie ów zapis nietuzinkowych efektów eksploracji i przemyśleń badacza ma jeszcze jeden walor, być  może nie przez wszystkich dostrzegany. Jest nim, a właściwie są odważne- jak na polskie warunki  w odniesieniu do dzieł naukowych- zabiegi w dziedzinie ikonografii. Witold Świętosławski, archeolog wywodzący się z zacnej łódzkiej szkoły bronioznawców- z czasów jej świetności- zamieścił w tej pracy ilustracje (XXIX – XXXII) będące artystycznymi wizjami rekonstrukcyjnymi, które wyszły spod ręki „cytowanego” tu  już Andrzeja Kleina. Jeśli chodzi o uzbrojenie i kostium księcia w dioramie widoczne są recepcje wywodzące się z Kodeksu Manesse i w jakimś wymiarze z Kodeksu Lubińskiego czyli ilustrowanego rękopisu opiewającego Legendę  o św. Jadwidze śląskiej matce poległego pod Legnicą księcia Henryka II Pobożnego. W nim narracja obrazowa wykonana techniką rysunku lawowanego niesie jednak nieco inny przekaz szczegółów stroju poległego księcia. Grzebień pawich piór wieńczący klejnot wzdłużnie osadzony na K.Cz. Legnica - 11hełmie  jest złoty a labry niebieskie. Tego samego koloru jest też szata okrywająca pancerz kolczy Henryka Pobożnego. Nie wolno nie mieć na uwadze również faktu, że Kodeks Lubiński powstał w połowie XIV wieku, a więc prawie wiek po omawianej bitwie.  

Przy tej okazji warto powrócić do sprawy polityki historycznej.  Zbytnie rozbudowanie terminologii, która wnosi wartości do jedynie wąskiego kręgu badaczy nie służy dobrze świadomości szerokiej publiczności zagubionej w gąszczu określeń i nazw tak naprawdę odnoszących się nazbyt często do tego samego ale dla początkujących będących kolczastą zaporą zniechęcającą do dalszych peregrynacji z dopiero co tlącym się niepewnie kagankiem pędu do nauki w głowie.

Przywoływany w tekście Kodeks Lubiński jest dobrym przykładem na to iż w naszym nazewnictwie historycznym panuje obyczaj mniej lub bardziej zaawansowanego gmatwania terminologicznego. W współczesnej literaturze historycznej i w tym bronioznawczej występują: Kodeks Brzeski, Kodeks Lubiąski, nieco rzadziej Kodeks Ostrowski i wszystkie są Kodeksem Lubińskim( pomijam nazwy obcojęzyczne).  

Śmieszą mnie gorzko zżymania wielu koryfeuszy nauki na stan, poziom i skalę odbioru ich naukowych dokonań. Piszcie więc  swoje naukowe rozważania po polsku. Nie bez kozery podkreślam: „po polsku”, bowiem znaczna część ludzi nauki chowa się za barierą- która nadal trzyma się mocno-  języka świadomie hermetycznego okraszonego nadmiarem  obcojęzycznej terminologii mającej dobre odpowiedniki w naszej mowie nadając mu fałszywy nimb erudycyjności. Dzieje się to ze szkodą dla warstwy merytorycznej jaką zawierają w sobie prace niejednokrotnie wnoszące wybitny wkład w stan naszej wiedzy. Żargon „naukowy” niweczy skutecznie przekaz treści obiektywnie wartościowych. Mam w swoich zbiorach całkiem pokaźny zestaw dzieł naukowych traktujących o tematach związanych mniej lub bardziej z bronią i barwą (a więc bardzo mnie interesujących), które służą mi za „lekturowy” środek usypiający o gwarantowanej skuteczności działania.

Z tych z pozoru nie związanych ze sobą refleksji wyłania się złożoność i wielowymiarowość  materii polityki historycznej, której budowa i trwanie poprzez rozwój wymaga- jak w przypadku prowadzenia kampanii wojennej – wizjonerskiej strategii oraz pozbawionej schematyzmu taktyki z bogactwem i wszechstronnością rozwiązań jej służących, realizowanych z pasją i w zgodzie literą oraz duchem pragmatyzmu.

Krzysztof Czarnecki (Oddział Poznański)

2014

K.Cz. Legnica 1241-10

7554 Total Views 1 Views Today
Partnerzy

karta_logo_MNK_B

mwp

muzuem_lodz

wmwpozn

MuzeumWroclaw

logo Muz. Lub.-1

silkfencing