„Mądrość zbudowała sobie dom…” Państwo Krzyżackie W Prusach, taki tytuł nosi wystawa organizowana w Muzeum Zamkowym w Malborku. Jej otwarcie ma mieć miejsce i czas: Muzeum Zamkowe w Malborku, 14 września 2019 roku. Tego wrześniowego dnia zamierzam się stawić w miejscu, które – dla wszystkich, którzy mnie znają na tyle, by o tej pasji wiedzieć,- obok Kórnika – emocjonalnego centrum mojego dzieciństwa i dalszych etapów życia ssaka, któremu czasem zdarza się myśleć abstrakcyjnie, dochodząc do poziomu słowa pisanego – że muszę i chcę skorzystać z zaproszenia i być w Malborku, w tym dniu z zachowaniem, czasu, miejsca i akcji. Moja ciekawość jest tym większa, że w żywej pamięci mam wystawę: „Imagines Potestatis – Insygnia i znaki władzy w Królestwie Polskim i Zakonie Niemieckim” (08.06. – 30.09.2007), która w moim pojęciu była jedną z ważniejszych wystaw zorganizowanych w Polsce. Nie wiem czy mnie pamięć nie myli, ale czas trwania przedmiotowej wystawy został znacznie wydłużony. Będę nieskromny, wiem o czym piszę, ponieważ staram się w miarę swoich możliwości obejrzeć to co mnie naprawdę interesuje, mając w tyle głowy przyrośnięty paradygmat: Broń i Barwę, który jednak jest dla mnie na tyle subtelny, iż nie przesłania dostępu do innych doznań. Chciałoby się w tym momencie napisać: ze sfery sacrum i profanum.Obawiam się jednak, że mimo bogactwa polszczyzny, nie wszyscy rozumieją te pojęcia jednako. Tym czasem, chcę skorzystać z okazji i podjąć temat, który narodził się mimochodem. Przed podróżą do Malborka postanowiłem sprawdzić stan swojej biblioteki pod kątem wydawnictw z rodowodem MZM i za poruczeniem mojej Żony, poziomu kurzu w regałach. Żeby nie było: stan orientacji mojej Żony w moim sacrum książkowym jest niepokojąco dogłębny merytorycznie. Tu drobna uwaga. „Nowy” układ biblioteki ze względu na rozmiary i rozkład książek, do tej pory jest powodem mojego dziecięcego poznawania (pomijam w tej chwili katalog opinii mojej Żony -ufam nadal, że swoiście żartobliwej – na temat niższej formy życia jakiej my MĘŻCZYŹNI jesteśmy czołowymi reprezentantami). Dyskusja zdaje się być zbędna. Mam nadzieję, że ów tekst jest czytany przez samczych przedstawicieli płci, która nosi w sobie niezapowiedziane niespodzianki – niespodzianki postępu. Niespodzianki muszą być niezapowiedziane i niezwykłe, ponieważ czasem trudno opanować radość trzeciego sortu, na widok kolejnego dubletu, który ukrył się w gąszczu innych książek, a fakt jego pozyskania pamięć odsłania, ze skrytą uwagą o nieopamiętaniu zakupowym. Tak więc, przed 14 września, muszę sprawdzić ostatecznie stan moich zasobów bibliotecznych, żeby w szale zapałowym nie nabywać tego co już spoczywa w regałach. Dzisiaj poczułem potrzebę, że w wyniku porównań i analiz zawartości niektórych z książek muszę na ten temat coś napisać. Pisanie nie będzie miłe. Nie czynię tego z radością. Jest to spowodowane pamięcią o przyjaźni z Andrzejem Kleinem, która, jak widać jest nadal żywa, mimo że strumień komunikacji z człowiekiem, który istnieje w innej rzeczywistości- przeszła w nowy wymiar. Staram się być w tym miejscu pragmatyczny – chodzi o rzeczywistość i charakter pamięci noszący w sobie pierwiastek znaczący, jakim jest szacunek dla Człowieka i Jego Pracy.
Tak jak już wspomniałem, przeglądnąłem stan mojej biblioteki z zapisem MZM czyli Wydawnictwo Muzeum Zamkowego w Malborku. Oczywiście nie poprzestałem na oglądzie grzbietów tomów upchanych w regałach. Zacząłem wertować kartki. I tak narodził się temat refleksji, nie wiem czy nazwać je etycznymi, czy też sprowadzić je do poziomu zwykłej przyzwoitości. Dam czytelnikom argumenty, które przemawiają za sensem owego pisania. Czytelnicy to osądzą. W 1979 roku Andrzej Nadolski wydał w Zakładzie Narodowym imienia Ossolińskich książkę zatytułowaną: „Broń I Strój Rycerstwa Polskiego W Średniowieczu”. Mój promotor- ba mecenas, inspirator stowarzyszeniowy (pisałem o tym wcześniej) był człowiekiem niepospolitym. Choćby z tego powodu, że w telefonicznej rozmowie z „zielonym” pasjonatem broni i barwy- którego nie tylko, że nie znał osobiście, ale nie wiedział o nim nic, poza tym, co mu ów powiedział- nie rzucił słuchawką na widełki, ale życzliwie wysłuchał prośby żółtodzioba, o wskazówki co do literatury fachowej z dziedziny broni i barwy i pomógł, niejednokrotnie. Zawsze podkreślam, że dzieło profesora kierowane do szerokiego kręgu odbiorców, nie zawsze uzbrojonych w podstawowy zasób wiedzy z poruszanej przez niego dziedziny czyta się z pasją i zrozumieniem i należy ono do najwybitniejszych prac pisanych po polsku. Odpryski jej zawartości odnajduję w przeróżnej literaturze. Wśród pracowników Muzeum Zamkowego znaleźli się ludzie, którzy mieli do czynienia z tym dziełem. Z pozoru należałoby się cieszyć z tego powodu, gdyby nie fakt, który przyćmiewa radość. W 2005 roku kierownictwo MZM uczyniło gest w stronę Andrzeja Nowakowskiego wydając drukiem: „Wojskowość W Średniowiecznej Polsce”. O warstwie treściowej będę milczał. Nie mogę jednak nie zwrócić uwagi na to iż profesor doskonale zdawał sobie sprawę z wagi ilustracji w tego rodzaju opracowaniach. Andrzej Nowakowski znał Andrzeja, współpracował z nim i później pełną garścią czerpał z zasobu ilustracyjnego autorstwa Andrzeja Kleina (zapominając niejednokrotnie zaznaczyć autorstwo ilustracji), artysty który – jak domniemywam stworzył najbogatszy dorobek plastyczny z dziedziny wojskowości od średniowiecza aż po wiek XX (niestety w ogromnej części niepublikowany). Andrzej Klein doskonale czuł istotę malarstwa, rysunku oddającego detal i barwę, uzbrojenie, oporządzenie, szyki, formacje etc.- w sposób jedynie dla siebie charakterystyczny. Jego kreska jest tak indywidualna i oryginalna, że nie sposób jego dokonania pomylić z kimś innym. Ja kiedyś nazwałem ten styl flamastrowym, czytaj jasnym i oczywistym. W zbiorach posiadam próbki talentu Andrzeja, które mogłyby zmylić niejednego. Andrzej Klein potrafił też inaczej. Przypominają mi się dwie postaci artystów, może dziś nieco zapomnianych. Maja Berezowska i Jerzy Zaruba, oboje charakteryzowali się tak oryginalną kreską, że byli natychmiast rozpoznawalni. Tak Bóg dał dar niejednemu muzykowi, że od pierwszych taktów wiemy z czyją twórczością mamy do czynienia. To samo tyczy wielu gitarzystów i skrzypków. Nasz ruch oporu w czasie II Wojny Światowej w ramach dezinformacji i propagandy wydawał pisma adresowane do Niemców, głównie żołnierzy. Były one ilustrowane karykaturami i innymi charakterystycznymi dla propagandy formami plastycznymi. Redakcje owych publikacji bacznie zwracały uwagę na to by rozpoznawalność stylu rysunków nie dekonspirowała autorów. Wracam do meritum. Andrzej Nowakowski kompilując swoje notatki i stworzony dorobek naukowy w: „Wojskowość W Średniowiecznej Polsce” zapomniał o cichym bohaterze wielu swoich publikacji. Ilustracja, która stała się osią niniejszego pisania znalazła się na stronie 22. Starając się nie być gołosłownym zamieszczam owe przedstawienia. W podpisie do zawartej w jego książce jednej z licznych ilustracji Andrzeja Kleina pojawił się błąd cytowania: ilustracja w dziele Andrzeja Nadolskiego nie znajduje się na stronie 58 ale na 59. Żeby być ścisłym podpis do ilustracji siedzi na 58 stronie. Nie jest to przejaw sklerozy, ale przemyślany zabieg. Prawdy oczywiste trzeba niestety powtarzać do znudzenia. Ilustracja- swoiste pismo obrazkowe – waży treścią jaką przekazuje, niejednokrotnie więcej niż tysiąc słów. Spoglądam na pomiar tekstu, który napisałem. Word pokazuje mi, że moje dotychczas zapisane w tym tekście myśli, to 918 wyrazów. Nic dodać nic ująć. To jeszcze nie koniec. W 2016 roku Wydawnictwo Muzeum Zamkowego w Malborku wydało ciekawą książkę: Mariana Arszyńskiego: „Organizacja I Technika Średniowiecznego Budownictwa Ceglanego W Prusach”. W niej znalazła się ta sama ilustracja Andrzeja Kleina na stronie 152. Nie bardzo wiem po co. Moją uwagę przykuł podpis. Nie wiedzieć dlaczego tak inny i tak błędny. Teraz dokonam porównania podpisów pod tą samą ilustracją, w trzech różnych książkach, w tym dwóch ostatnich z ambicjami naukowymi, bądź popularnonaukowymi rodem z MZM.
Opisywany przeze mnie przypadek życia jednej ilustracji w przeróżnych publikacjach jest przyczynkiem do rozważań na temat pozycji ich autora (zawodu ilustratora w ogóle) i rozumienia znaczenia jego pracy w kulturze druku prac naukowych (cokolwiek to teraz znaczy). Jedynie Andrzej Nadolski zadbał, by „Jego” ilustrator był należycie uhonorowany. Przedmiotowa ilustracja jest sygnowana przez Andrzeja: „AK 76”. W późniejszych przedrukach pozbawiono ją barw, sygnatury autora i w końcu sensu poprzez błędny podpis.
Krzysztof Czarnecki
Oddział Poznański Stowarzyszenia
Miłośników Dawnej Broni i Barwy
Poznań, sierpień 2019