K.Cz. Strona tytułowa CAF StaszyszynKazimierz Sławiński

Mistrz

1928 -2015

 

Tyle czasu potrzebowałem, żeby podjąć próbę napisania o Kazimierzu Sławińskim. Tyle czasu potrzebowałem dla wytworzenia zbalansowania dystansu do faktu odejścia kogoś mnie bardzo bliskiego. Dzieliła nas wprawdzie spora różnica wieku, co w przypadku pasjonatów nie ma szczególnego znaczenia. Pewnie jestem mniej więcej w wieku Jego syna. Poznaliśmy się w niecodziennych okolicznościach. Nigdy o tym nie mówiłem. Miałem w swoim pierwszym miejscu pracy palacza, człowieka 1.K.Cz. Kazimierz Sławiński, obraz olejny 2009, bez tytułu, fragmenttyleż niepospolitego co niesfornego, który wspaniale grał na klarnecie- o wiele lepiej niż Woody Allen. Nieobca mu była gra na koźle, instrumencie bardzo związanym z Wielkopolską. Poziom opanowania obu instrumentów doprowadził do stopnia wirtuozerii. Przede wszystkim jednak cenił sobie stan powodowany wysokoprocentowymi trunkami. Tą drogą poznał „złotą rączkę”, pracownika BWA (Biuro Wystaw Artystycznych) wyznawcę podobnych wartości poniewierczych. Tym samym znał z widzenia działających tam artystów plastyków. Kiedyś obiecując solennie po raz kolejny i niestety nie ostatni: zerwanie z uwielbianym przez siebie 2.K.Cz. Kazimierz Sławiński, plakat. MNP zbiorysamosponiewieraniem, podszedł mnie niecnie. Byłem wtedy młodym człowiekiem, nieco bardziej idealistycznym niż teraz. Napomknął, że zna pewnego dyrektora od sztuki – tak się wyraził – który też interesuje się lotnictwem. I tak za sprawą palacza, muzyka oraz niepoprawnego pracownika, doszło do spotkania pasjonatów lotnictwa. Jak się później okazało: samoloty nie były jedyną płaszczyzną wymiany wiedzy i poglądów jaka się dokonywała między nami przez dziesiątki lat. Nie wiem czy to była przyjaźń. W świetle tradycyjnych kryteriów: TAK. Teraz w dobie  dewaluacji terminów, wszyscy są sobie przyjaciółmi. Tylko czy takimi w okresie prawdziwej próby? Zmienia się definicja relacji na tym poziomie. Łączyła nas na pewno sympatia i zaufanie. Zaufanie staje się powoli wartością naczelną w kontaktach międzyludzkich poprzez duży deficyt występowania. To tak w sferze ludzkiej. Znaliśmy się z górą ponad trzydzieści lat. Bardziej związywały nas kontakty wynikające ze wspólnych zainteresowań. Myliłby się jednak ten, kto zaklasyfikowałby nasze relacje do grupy, która za cel podstawowy obrała sobie jedynie lotnictwo. Lotnictwo, o którym później, było ważne, ale nie 3.K.Cz. Kazimierz Sławiński, Plakat. MNP zbioryjedyne. Świadomie używam powtórzenia myśli. Po roku od śmierci Kazimierza spoglądam jeszcze raz na treści nekrologów. Artysta plastyk, ceniony grafik, działacz polskiego życia artystycznego, miłośnik lotnictwa i motyli. To wszystko prawda, ale w ten sposób zaznaczony obraz pośmiertny jest niepełny, najzupełniej wyrywkowy i to w oczywisty sposób krzywdzący tym pamięć i wiedzę o zmarłym. Zapomniano między innymi, że był też malarzem i to bardzo wrażliwym. Kolorystą też był znakomitym. Jego wiedza o owadach, nie tylko zdobnych motylach daleko wykraczała poza zakres pasji będącej cechą i atrybutem wielu amatorów. Grafiki takie jak: „Zwierzę”(linoryt 1960), „Wyjście z morza”(litografia 1979), „Rock A.D. 1970″(linoryt 1970) czy „Kibice”(linoryt 2010) ukazywały nie tylko znakomitego warsztatowo artystę, ale i wrażliwego a przy tym, obdarzonego subtelnym poczuciem humoru człowieka. Lata bliskich kontaktów spowodowały, że poznałem jego sztukę bliżej. Poprzez nią lepiej zrozumiałem człowieka. Potwierdził się bolesny 4.K.Cz. motylfakt, że nawet w tej dziedzinie, jeśli minie się choćby o milimetr swój tor prowadzący do szerszego poznania ze strony publiczności, to można zostać nierozpoznanym, pominiętym w nurcie głównym. Do poznania i uznania niezbędny przede wszystkim  jest marketing i umiejętna promocja, a jeśli przy okazji, przezwycięży się wrodzoną skromność to i autopromocja. Niektórzy z artystów uprawiają wręcz: akwizycję egzystencjalną. O twórcach z dyplomem pozbawionych jakichkolwiek talentów nie wspomnę. Nie wiem jak to się dzieje, ale wielu z przeciętnych twórców posiada w sobie wybitną zdolność do autokreacji, która obca jest wielu wybitnym, ale nie do końca przystosowanym do poruszania się we współczesnych ćwiczeniach 5. K.Cz. Kazimierz Sławiński, Drzewo (linoryt 1962) fragmentpromocyjnych. Jeśli nie ma się przyrodzonych ku temu cech, bądź nie natrafi się na kogoś z branży, który by profesjonalnie wypromował twórcę, poprzez uwypuklenie przyrodzonego mu talentu i oryginalności, to jest się skazanym na uznanie po życiu. Kazimierz Sławiński na pewno zostanie kiedyś w zasłużony dla niego sposób odkryty. Grafiki jakie powstały w Jego głowie a wyszły  spod jego ręki, a zwłaszcza linoryty są najwyższej próby. Osobiście najbardziej cenię litografię: „Wyjście z morza”. Ona zwyczajnie pobudza moją wyobraźnię. W sferze dosłownej kojarzy mnie się ze skrzypłoczem. Obrazy Kazimierza pokazują swoistą synestezję z kolorem. O kolorach mógł mówić godzinami. Za sprawą Jego słów, kolory ożywały stając się osobnym bytem. Kompozycje na malowanych przez Niego płótnach 6.K.Cz. wzornik skalowaniawzbudzają refleksję, ponieważ podporządkowane są kolorom: głównym aktorom obrazów. To są pasjonujące rozważania. Niedawno dowiedziałem się, że w zbiorach muzealnych Muzeum Narodowego w Poznaniu przechowywane są jedynie plakaty autorstwa Kazimierza Sławińskiego (niejednokrotnie nagradzane prestiżowymi nagrodami). Nie wiem co myśleć o podejściu muzealników do poznawania nurtu sztuki jaki płynie nieopodal ich zbiorów. Mam przekonanie, że nadal jesteśmy na dorobku dochodzenia do wrażliwości, którą wyrugowywano nam przez wieki.

                Należy jednak pamiętać, że jesteśmy bronioznawcami, pasjonatami broni i barwy. W związku z tym temu obszarowi jego zainteresowań i pasji postaram się poświęcić resztę tekstu kontynuując 7. K.Cz. wzornik kolorów - fragmentopowieść o człowieku, którego bardzo mi brak. Zwyczajnie, po ludzku brak! W wolnych chwilach Kazimierz Sławiński zajmował się lotnictwem. Ukochał to. Czynił to dogłębnie i pragmatycznie. Nie tylko był erudytą oczytanym w prawie wszystkim co się pojawiało w świecie demoludów (tak potocznie nazywano państwa demokracji ludowej). Trzeba tu przypomnieć również, że w dzielnych 8. K.Cz. Samoloty fot. Anna Szukalska - Kuślatach wczesno – osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, nadal nie wszystko sprzyjało swobodnemu dostępowi do wiedzy zza kurtyny zbudowanej z pilnie strzeżonych granic  i ideologii.

                Od początku była między nami więź, chemia związku licznych wspólnych zainteresowań (ten stan zrozumieją jedynie pasjonaci danej dziedziny) jakby to nazwał mój kolejny nieodżałowany kolega tłumacz Jarosław Kotarski. To wartość nie do przecenienia. „Kazimierz Werk”,  bądź „Sławiński Werk” tak nieco żartobliwie nazywałem jego warsztat (On się  o to nie obrażał), w którym powstawały przy aprobacie Jego wspaniałej, mądrej i wyrozumiałej małżonki kolejne 9. K.Cz. Samoloty fot. Anna Szukalska - Kuśmodele samolotów z okresu II Wojny Światowej (to nieco nieostre zakreślenie ram czasowych, ponieważ w jego kolekcji obecne były również konstrukcje lotnicze z lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku, które dokonały swojego żywota już  na początku zmagań zbrojnych na rozlicznych teatrach bitewnych II Wojny Światowej). Kazimierz Sławiński budował je w skali 1:40 (!). Budował, to właściwe słowo. Niezwykła skala, to tylko wstęp do pasjonującej drogi powstawania każdego modelu do jego finalnej formy. Żadna firma modelarska nie tworzyła swoich produktów w takim pomniejszeniu. Tym samym 10. K.Cz. Samoloty fot. Anna Szukalska - KuśKazimierz musiał wszystko wykonać sam od podstaw. Do tego niezbędne były dobre plany. Potem trzeba było je doprowadzić do pożądanej skali 1:40. Miałem dostęp do super nowoczesnego jak na owe czasy kserografu. Dzięki niemu udawało się odpowiednio wyskalować plany. Zgodę na przedmiotowe wykorzystanie państwowego sprzętu otrzymałem od dyrektora prężnego przedsiębiorstwa, który rozumiał sens naszych pasji. Skalowanie nie było jednak takie proste jakby się z pozoru wydawało. Kiedy bowiem, długość modelu z planu „wyjściowego” dotrzymywała parametry wymaganej skali to okazywało się często, że rozpiętość skrzydeł prowadzona tą samą procedurą nie zgadzała się na planie z wyskalowywanym do długości modelu w skali 1:40 rysunkiem. Tak doszliśmy do wiedzy i konkluzji, że plany nie były 11. K.Cz. Samoloty fot. Anna Szukalska - Kuśzbyt dokładne. Uwzględniać należało także zniekształcenia wynikające z działania urządzenia kopiującego. Prace przygotowawcze w zakresie sporządzania optymalnych planów musiały wznieść się na wyższy poziom. Z czasem wyrobiliśmy sobie nasz prywatny ranking jakości i dokładności planów samolotów z okresu lat trzydziestych, czterdziestych ubiegłego wieku. Wyszło nam, że tę konkurencję światowych twórców planów zazwyczaj wygrywali Rosjanie. Ich rysunki były zdaniem Kazimierza jak również i moim(wypracowanym przez ćwiczenia ze skalowaniem) najdokładniejsze. Mając dobre rysunki konstrukcyjne, Kazimierz Sławiński rozpoczynał dobór właściwego surowca do wykonania modelu. Na marginesie trzeba podkreślić, że niezależnie od stanu planów konstrukcyjnych pęczniała dokumentacja fachowa pochodząca z różnych krajów. Nasz bohater porównywał zawarte w niej informacje i weryfikował wszystkie 12. K.Cz. Samoloty fot. Anna Szukalska - Kuśniedociągnięcia i przekłamania. To był czas kwerendy krytycznej. Z założenia podstawowym materiałem budulcowym stosowanym w „Kazimierz Werk” było dobrze wysezonowane drewno. W owym okresie okoliczności zmusiły mnie do bycia stałym bywalcem zakładów stolarskich, a to z racji prowadzonych przez siebie robót, dzięki którym czułem się przez chwilę ebenistą. Przy okazji prowadziłem rozmowy w sprawie idealnego drewna na modele. Osłony kabin lotniczych były kształtowane na kopytach (autorskich matrycach -formach) specjalnie jednostkowo wykonanych dla każdego modelu. O spełniające jego wymagania materiały przezroczyste  do wykonania osłon kabin nie było wówczas łatwo, jak zresztą o wszystko. Z perspektywy widzieliśmy to inaczej. Rodzące się trudności i droga ich przezwyciężania budowały odrębną historię dla każdego modelu. Nasz modelarz jako zawodowy malarz wiele czasu poświęcał sprawom barwy samolotów, które miały opuścić „Kazimierz Werk”. Studiował w tym celu nie tylko monografie poświęcone wybranym przez siebie samolotom. Zgłębiał wzorniki farb, w tym kody w oparciu o które mieszało się stosowne pigmenty dla uzyskania finalnego efektu. Weryfikował to niejednokrotnie ze wspomnieniami widzianych przez siebie konstrukcji lotniczych. A pamięć do kolorów miał niezwykłą. Żeby uzmysłowić czytelnikowi skalę zaangażowania w prace nad każdym samolotem godzi się napisać, że Kazimierz Sławiński przeważnie sam wykonywał farby do ich pokrycia. 13. K.Cz. Samoloty fot. Anna Szukalska - KuśZnaki taktyczne i wszystko to co widniało na historycznych samolotach musiało znaleźć się na wykonywanych przez niego modelach nie tylko we właściwych miejscach, ale w barwie rzeczywistej zgodnie z prawdą historyczną, no i oczywiście w pełnej zgodzie z kształtem i proporcjami wynikającymi ze skali. Powstałe w ten sposób modele były jedyne w swoim rodzaju. Utworzona przez lata flota powietrzna składająca się z wybranych przez autora konstrukcji lotniczych przeobrażonych w wierne kopie w skali 1:40 swoich pierwowzorów, stała się mimowolnie jedynym w swoim rodzaju materiałem do porównań. Zestawione obok siebie okręty lotnicze dają wielkie pole do analiz, nie tylko poziomu klasy konstruktorów reprezentujących poszczególne strony konfliktu biorące udział w ostatniej wojnie światowej, ale i koncepcji podejścia do lotnictwa jako rodzaju broni, jako takiego i wynikających zeń stylów oraz różnic wyróżniających nieraz bardzo wyraźnie odmienność kulturową ich konstruktorów. Wszystkie modele samolotów, które wyszły spod ręki Kazimierza Sławińskiego były odwzorowaniami w miniaturze konstrukcji, które służyły w ten czy inny sposób wojnie, bądź z myślą o niej były produkowane. Po obejrzeniu przedmiotowej kolekcji nasuwają się wielopłaszczyznowe refleksje. Miałem ten zaszczyt, że mogłem swobodnie formować prezentacje z jego modeli dla celów porównawczych w taki sposób żeby wynieść z tych działań interesujące mnie wnioski.

                Jeśli chwila w życiu trwa kilkadziesiąt lat to nie zastanawiamy się nad jej ulotnością. Teraz po czasie nadeszła pora, żeby w intuicyjny sposób uzupełnić luki w wiedzy o człowieku, który – co trzeba jeszcze raz 14. K.Cz. Samoloty fot. Anna Szukalska - Kuśpodkreślić – niespecjalnie starał się o popularność i uporządkowanie za życia wiedzy o nim. Żyjemy w rzeczywistości, w której wielu znanych, z tego że są znani czyni wiele starań dla ulotnej nadziei iż wysiłki ich zazwyczaj wynajętych przez nich pisarzy widm (od ghost writer) mają uczynić ich nieśmiertelnymi. Kazimierz Sławiński nie dbał i nie zadbał o to by pamięć o jego osobowości przetrwała jego odejście. To podejście do własnej osoby było konsekwentne. W dziedzinie lotnictwa, o którym wiedział dużo więcej od tych, którzy skromnie oświadczają w mediach, że są ekspertami i nic nie jest im obce. Nigdy publicznie nie chciał się wypowiadać. Nie pomnę ile to razy prosiłem go żeby przybył na zebrania Oddziału Poznańskiego Stowarzyszenia Miłośników Dawnej Broni i Barwy i w oparciu o swoje modele popłynął wartką, nerwistą i przede wszystkim kompetentną prelekcją o wybranych przez siebie konstrukcjach lotniczych. Proponowałem podwodę. Nic! Cudem, wyjątkiem od reguły, okazała się wystawa „Miniaturowe arsenały. Wystawa modeli sprzętu wojskowego w XX w.”, która miała miejsce w Wielkopolskim Muzeum Wojskowym (czerwiec-wrzesień 2001) gdzie po wielu namowach i perswazjach zdecydował się zaprezentować kilkadziesiąt modeli ze swej kolekcji. Niewiele to jednak zmieniło na przyszłość. „Sławiński Werk” działały w oderwaniu od świata wypełniając pustkę świata ich właściciela. Znane były tylko garstce wybranych. Przez lata niewymuszonych kontaktów wytworzyły się głębsze więzi, które przetrwały przełomy życiowe jakie są immanentnym udziałem każdego z nas. Kazimierz z sobie tylko znaną intuicją wyczuwał pragnienia jego bliskich. Nigdy go o nic nie prosiłem. Kiedyś zapytał mnie czy chcę by wykonał dla mnie herb Wielkiego mistrza Zakonu Krzyżackiego Ulryka von Jungingen. Zatkało mnie. W ten sam sposób, ale już bez pytania pojawiły się między innymi FW- 190 A i Ta-152, które szczęśliwie powróciły do mnie niedawno po ponad rocznym hangarowaniu w miejscu do jakiego nie przywykły. O innych modelach nie wspomnę. Kiedyś przed laty, podczas naszej wieczornej rozmowy padło z jego strony rzucone mimochodem pytanie: o to co dalej z flotą lotniczą. Pamiętam, że to było wstrząsające pytanie, ponieważ uzmysłowiło mnie fakt upływu czasu. Kazimierz 15. K.Cz. Kazimierz Sławiński Pancernik (linoryt 1962) fragmentSławiński optował za Muzeum Lotnictwa w Krakowie. Spadkobiercy daleko. Ja powodowany wówczas lokalnym patriotyzmem podsunąłem delikatnie, że jeśli taka jego wola co do dalszych losów stworzonej przez siebie autorskiej kolekcji to może by wziąć pod uwagę Wielkopolskie Muzeum Wojskowe w Poznaniu. Nie mają oni wprawdzie żadnego doświadczenia z lotnictwem jako tematem przewodnim ich działalności, może jednak po poznańsku zadbają o spokojną przyszłość jego modeli samolotów, a także o należną pamięć o ich twórcy. Potem już na ten temat nie rozmawialiśmy przez lata. Obaj unikaliśmy tego tematu, który bezpośrednio wiązał się z ostatecznym rozwiązaniem losu modeli. Przez dwa lata byłem nieskutecznym organizatorem przekazania innej kolekcji stworzonej przez Kazimierza Sławińskiego. Ponad 40 gablot (profesjonalnych) wypełnionych unikatowym zbiorem owadów, głównie motyli. W naiwności bożej mój przyjaciel myślał, że przekazanie ich jednej z uniwersyteckich wszechnic wiedzy i nauki będzie czynnością tyleż prostą co oczywistą. Okazało się, że kilka ośrodków uniwersyteckich nie wykazało żadnego zainteresowania zbiorem – podkreślam zbiorem profesjonalnym z wieloma unikatami entemologicznymi – do tego utrzymywanym w stanie „mint”. Upokorzeń jakich doznałem w swojej nieudanej inicjatywie oszczędziłem Kazimierzowi. Trzeba przy tym zaznaczyć, że jedynym kosztem po stronie między innymi dwóch uniwersytetów (jednego wybranego przez niego, a drugiego przeze mnie) i to do negocjacji, miały być jedynie poczynione przez niego nakłady na profesjonalne gabloty, które poniósł on jako zbieracz (rachunek za ich wykonanie był w posiadaniu Kazimierza). Piszę o tym, bo pogodzić się nie mogę z brakiem pasji w „sprawowaniu czynności uważanych za naukowe i dydaktyczne”. Nie gorycz, ale żal za losy zbiorów wielu pasjonatów mną powoduje. Jak można ocenić wszechnice wiedzy akademickiej, które nie są w stanie wykrzesać z siebie odrobiny inicjatywy- o pasji nie wspominając- żeby przejąć – chyba logicznie rozumując dla dobra nauki i studentów – ,zbiory które zainteresowanym umożliwią dostęp do materiału badawczego, którego musieliby szukać niejednokrotnie tysiące kilometrów od zbiorów uczelni. Od przedstawiciela jednej z uczelni, żeby nie było naukowca usłyszałem, że skromna kwota za wykonanie gablot (jak już wspomniałem potwierdzona rachunkiem) jest jego zdaniem zbyt wygórowana. Mnie wówczas opadły ręce. Jeszcze raz przypomniałem sobie określenie mojego przyjaciela Jarosława Kotarskiego. Przy jakiejś rozmowie zadał mi pytanie: Krzychu, jak ty masz cierpliwość do rozmowy z „utytłanymi” profesorami? To typowe pytanie w jego stylu, gdzie problem został świadomie nakreślony bardzo grubą kreską. Niejednokrotnie przerysowany, ale nigdy nie bezprzedmiotowy.

                Po ponad roku przebywania w hangarach magazynowych Wielopolskiego Muzeum Wojskowego kolekcja modeli Kazimierza Sławińskiego znalazła się na wystawie stałej tego Oddziału Muzeum Narodowego w Poznaniu. Od początku budzi duże zainteresowanie i podziw wśród rzeszy zwiedzających. Tych, którzy doczytają informację w jakiej technologii powstały przedmiotowe konstrukcje lotnicze cofa ona ich 16.K.Cz. herb , Ulrich von Jungingendo początku prezentacji celem jej powtórnego obejrzenia. W ocenie samolotów Kazimierza Sławińskiego mam świadomość, że mogę nie być do końca obiektywnym. Posłużę się więc przekazem uznanego znawcy problematyki modelarstwa lotniczego, znakomitego modelarza i sędziego konkursów modelarskich Krzysztofa Musielskiego. Sam będąc zafascynowanym techniką i kunsztem twórczym Kazimierza Sławińskiego zaprowadził swojego znajomego (również tuza w tej dziedzinie) przed gabloty z samolotami produkcji „Kazimierz Werk”. Najpierw pojawiły się pytania o przedziwną skalę, potem o jakość wykonania. Szok nastąpił w momencie wyjaśnienia, że są to modele od „a do z” autorskie. Krzysztof Musielski nie liczył czasu, który jego koledze zajęły kontemplacje nad poszczególnymi kreacjami historycznymi modeli lotniczych autorstwa Kazimierza Sławińskiego. Podziw znawców przedmiotu wystarczył za wszystkie recenzje.

                W pierwszym zdaniu mojego pisania wspomniałem, że podchodzę do niego po ponad roku od śmierci mojego przyjaciela Kazimierza Sławińskiego. Pisanie podszyte emocjami nie jest czynnością łatwą. Mając do dyspozycji obecne narzędzia „pisarskie”, jednym ruchem można skasować całość zapisu. Niejednokrotnie pojawiała się u mnie taka chęć, bo nie jestem zadowolony z efektu. Żeby zostawić to pisanie takim jak jest przekonała mnie myśl, że treści, które zawarłem mniej lub bardziej udolnie, na pewno nie są powszechnie znane i może na swój sposób posłużą za przyczynek do lepszego poznania nieznanego mistrza w swoim fachu Kazimierza Sławińskiego.

Krzysztof Czarnecki

Oddział Poznański Stowarzyszenia Miłośników Dawnej Broni i Barwy

Poznań, listopad 2016

2518 Total Views 1 Views Today
Partnerzy

karta_logo_MNK_B

mwp

muzuem_lodz

wmwpozn

MuzeumWroclaw

logo Muz. Lub.-1

silkfencing